Ten moment?

Jesienna słota, mżenie, deszcze i szaruga stają się codziennością.

Niezależnie od tego – kocham jesień.

Jestem „jesieniarą” – jak mawia moje dziecko z fochem wyrysowanym na twarzy. Że to niby nie atrakcyjnie być „jesieniarą”.

A ja jestem. Radośnie.

Nie tylko w kwestii pięknej złotej polskiej jesieni. Z szelestem kolorowych liści, ich zapachem, mocą wiatru, wonią ziemi, czy urokiem spadających kasztanów, żołędzi, zbiorami owoców i warzyw.

Także deszczem. Łzami świata za tym co już się nie przydarzy.

Stukot kropli o parapet i szyby w oknach. Lekki mrok za oknem. A w środku? Ciepło ognia świec, lekkie dźwięki z głośników, grzane wino/piwo/herbata z miodem – co kto lubi. Łagodność.

Kocham czarować jesienią, też tak macie?

Kocham tę melancholię i taką wewnętrzną zgodę na refleksję,  otulenie ciepłem koca, ognia, serca z czułością i uważnością. Dla mnie to czas bliskości i ciepła. Dostrzegania.

I to dotyczy siebie i innych. W zatrzymaniu, zwolnieniu, nasłuchiwaniu i doświadczaniu – odczuwaniu.

Jak często pozwalamy sobie na odczuwanie? Jak często sobie tego prawa odmawiamy?

Usztywnione ciało, zaciśnięte szczęki aż trudno przeżuwać, rozdrażnienie, irytacja, wybuchy złości, nieoddychanie lub płytkie oddychanie, złoszczenie się na siebie, negatywna samoocena, przełykane łzy to tylko niektóre symptomy odmawiania sobie prawa do odczuwania.

A przecież uczucia i tak znajdą upust. Jeśli nie wypuścimy ich na zewnątrz – dadzą upust w środku. Usztywnią, zacisną, zakołaczą, przyduszą, podleją kortyzolem, nie zasilą dobroczynną dopaminą, czy serotoniną.

Być może jesień z tymi łzami, które wylewa na nasze szyby, parapety jest dobrym czasem, by stać się początkiem nowego stanu rzeczy? Być może to dobry moment, by odczarować prawo do odczuwania?

Dać sobie prawo czuć. Dać upust emocjom i oddać im głos – swój własny głos. Głos dobrych radosnych odczuć a także głos niezaspokojonych potrzeb.

Rozluźnić ciało, rozruszać szczęki, poszukać dla siebie spokoju, zrozumienia komunikatu złości, czy irytacji, pooddychać głęboko na spacerze wśród jesiennego szelestu liści, spojrzeć na siebie życzliwie i łagodnie, usłyszeć własne potrzeby, popłakać jak trzeba – solidnie aż do obsmarkania, drżenia ramion i dziwnych dźwięków. Głęboko – z samego środka jestestwa.

„Płacz jest najpełniejszym aktem uznania i wyrażenia swojego bólu, bezsilności czy też szczęścia. Żywym świadectwem człowieczeństwa, naszej kruchości i podatności na zranienie, jak i potężnej siły naprawczej, która pozwala uczuciom osiąść, a układowi nerwowo-mięśniowemu przywrócić tonus spoczynkowy.”
M.Barszcz

Być może to jest właśnie TEN MOMENT?

By skakać z radości, uśmiechnąć od ucha do ucha. Dać sobie zgodę na zadowolenie, satysfakcję, miłość.

By odżałować straty,  dostrzec, usłyszeć, wykrzyczeć, albo chociaż wypowiedzieć, potupać – poczuć!  Doświadczyć siebie w pełni. Bez ładunku dobrego i złego, właściwego i niestosownego… tak zwyczajnie – jak jest. Dostrzec siebie.

By w odpowiednim czasie w zgodzie ze sobą dostrzec także innych. Ich uczucia, potrzeby i łzy… dać prawo do uczuć.

A potem otulić kocem, bezpiecznym ramieniem, czułością spojrzenia, łagodnością dźwięków, ciepłem świec. Odpocząć. Usłyszeć?

Dostrzeganie i akceptowanie emocji… nie tego mnie uczono. Dlatego uczę się sama.

A Wy?

Niech to będzie dobra jesień. Najlepsza.

Serdecznie,

EM

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *